piątek, 30 grudnia 2011

Konkurs: Bajka o Króliku

W sieci natrafiliśmy na taką opowieść:

Królik uważa się za Boga. W swoim mniemaniu - jest Bogiem. Zachowuje się w każdym razie jak Bóg, a skromnie nazywa się półbogiem. Bóg, jak wiadomo, jest panem życia i śmierci. Półbóg, jak się okazuje - też. Co więc odróżnia całego Boga od pana półboga?
W bezkresnym poczuciu sprawiedliwości boskiej brak jest takich ludzkich cech, jak choćby zawiść czy zemsta. Półbogowie najwyraźniej tym żyją; dzień bez okazania słabszemu własnej potęgi, to dzień stracony. Półbóg z łatwością potrafi obrazić się na pacjenta i wyrzucić go z kliniki, gdy „straci do niego zaufanie”. Stracił zaufanie, więc wyrzucił. Stracił-zaufanie-i-wyrzucił-śmiertelnie-chorego-z-państwowej-kliniki-uff!
Boskie! Ambicje półboga posuwają się i do tego, że i w leczeniu stosuje niekonwencjonalne metody. Niestety, z całkiem konwencjonalnymi skutkami dla chorych. Czasem (często?) chyba traktuje półbóg swoich chorych jak warzywa, bo najwyraźniej pozostaje im jedynie asymilacja po aplikacji półbogowego środka leczniczego.
Półbóg nie ma oczywiście w zwyczaju tłumaczenia się zwykłym śmiertelnikom z leczenia, czy zawiadamiania ich o przerwaniu czy zmianie leczenia. On jest stworzony do innych celów. A ci od niego uzależnieni, omamieni liczbą i powagą tytułów, nazw, a głównie bezradnością i rozpaczą? Na ich miejsca czeka po 10 innych. Półbóg to wie.
Chorych powyżej 50-ki nawet oficjalnie i z hukiem skreślił. Dziwna i zaiste swoista to pryncypialność. Podziwiam. No, ale półbóg zmienia zasady i reguły gry dostosowując je do własnego widzi-mi-się. A możliwości ma niemałe. Znajomi i przyjaciele królika wszędzie trzymają się mocno. Mur. Pisma nie dochodzą, decyzje nie wychodzą. Czasem tylko coś się wymsknie. Ot! Jak to w wojsku.
Prześledźmy smutną rzeczywistość, na jaką aktualnie napotyka chory na białaczkę w Królestwie Królika. Statystyczny pacjent-szarak, pełen wiary, w konsekwencji cicho i bez słowa protestu odchodzi. Często w sile wieku. Do kogo ma się odwołać pacjent, który chciałby jednak żyć, a został właśnie wyrzucony przez Królika z kliniki?
Do Poltransplantu? Ten akurat zatrudnia Krajowego Królika w zakresie Hematologii (KKH). Do Ministerstwa Zdrowia? Tam, całkiem przecież przypadkowo chyba, KKH ma pół etatu. Do NFZ jakimś trafem? I tu bryluje ... KKH.
Do prokuratury może, po sprawiedliwość? Zgódźmy się – nie ma dla prokuratora lepszego specjalisty od KKH. Istny deus ex machina: jedna przychodnia, druga, CePeLek, szpital, klinika, Akademia Medyczna, kumpel dał część etatu poza Warszawą, więc obowiązki wzywają, od Wrocławia po Gdańsk, a: zjazdy, konferencje, studenci, inni pacjenci... I tak da capo al fine.
Uff! Kiedy on znajduje czas na pracę? Przed kim odpowiada Królik Krajowy? Przed Bogiem może? KKH już się przecież z Jego siłą utożsamia. Pół-bóg, pół-co? Pół-kownik chyba, chociaż korzyść z niego jak z pół-paśca.
I tu pytanie: Jak nazywa się nasz Królik? Nagród nie będzie, ale satysfakcja gwarantowana.








wtorek, 27 grudnia 2011

Łzy transplantologów

Jak się zapewne kiedyś drodzy Czytelnicy przekonaliście, nie zawsze prawda przedstawiana w tzw. mainstreamie jest prawdziwa. Manipulacja i dezinformacja stała się standardem.

Przykład z archiwum Rynku Zdrowia. Tam dezinformacja kryje się pod dramatycznym tytułem "Transplantologia: Nie stać nas na transport organów z zagranicy":

Dzięki zmianie prawa Polska mogłaby korzystać z organów dawców z całego świata. Jest jednak pewien problem. - NFZ płaci zryczałtowaną stawkę za procedurę medyczną – mówi portalowi rynekzdrowia.pl prof. Zbigniew Włodarczyk ze Szpitala Uniwersyteckiego im. dr A. Jurasza w Bydgoszczy, konsultant wojewódzki ds. transplantologii klinicznej. Mają się w niej zmieścić koszty zabiegu i transportu.
– Koszty procedury są takie, że nie stać nas na przywóz organów np. samolotem z Francji. Z pieniędzy na przeszczep musimy wykonać zabieg – podkreśla prof. Dariusz Patrzałek z Akademickiego Szpitala Klinicznego im. M. Radeckiego we Wrocławiu, konsultant wojewódzki ds. transplantologii klinicznej.
Kierowana przez niego Katedra i Klinika Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Transplantacyjnej AM w najlepszych czasach przeszczepiała nawet 120-140 nerek rocznie. Teraz połowę mniej. Narodowy Fundusz Zdrowia płaci szpitalowi od  53 do 240 tys. zł. za każdy przeszczep. Cena zależy m.in. od tego czy narząd pobrano od dawcy spokrewnionego z biorcą czy też nie. Koszty transportu organu do przeszczepu są ogromne nawet w granicach Polski.
Otóz tylko "prawda jest ciekawa", a nie mydlenie oczu czytelnikom. Prawda jest brutalna. Otóż kliniki w Polsce nie mają odpowiednich akredytacji. Nie spełniają większości unijnych standardów. Można je poznać tu.

Co to oznacza dla pacjentów? Polacy, którzy nie mogą doczekać się przeszczepu, wpisują się na listę Eurotransplantu. Płacą za to i mają przeszczep zagranicą. Szybko i bezstresowo.
Polska, owszem wysyła do Eurotransplantu narządy. I tu zaskoczenie - o ile dziwnym trafem w Polsce "nie nadawały się" do przeszczepu, to tam jak najbardziej...

Krajowa Rada Transplantacyjna jest tworem utajnionym... Takie przynajmniej można odnieść wrażenie po bezskutecznych próbach znalezienia jej składu w BIP Ministerstwa Zdrowia. Jest za to na stronach Poltransplantu. I co wiedzimy?

Że prof. Patrzałek (ten żalący się na procedury w artykule w "Rynku Zdrowia") zasiada w tejże Radzie w prestiżowych zespołach: 
  • Zespole ds. opinii prawnych i regulacji międzynarodowych,
  • Zespole ds. kontroli i ozwoleń MZ,
  • Zespole ds. organizacyjnych pobierania i przeszczepiania narządów i oceny jakości świadczeń w transplantologii,
  • Zespole ds. Programu Wieloletniego pn. Narodowy Program Rozwoju Medycyny Transplantacyjnej na lata 2011-2020
Może pora skoncentrować się na zdobywaniu akredytacji, a nie zwalać wszystko na koszty transportu i NFZ?

czwartek, 22 grudnia 2011

Pora zaczynać

Blog powstał, aby rzucić snop światła na sferę dotychczas ukrytą w mroku układów i niedomówień. Publikować będziemy rzeczy znane i nieznane, zarówno te jawne, jak i te - ukryte.

Pomożemy kreślić mapę wzajemnych powiązań pomiędzy autorytetami polskiej hematologii a koncernami farmaceutycznymi, czyli pomiędzy nauką a wielką kasą. Pomiędzy rejestrami dawców szpiku a biznesem - dużym, ale nie zawsze rodzimym - i z czystymi intencjami. Pozbędziemy Was złudzeń.