poniedziałek, 30 stycznia 2012

Kto następny?

Powoli mozaika układów hematologiczno-biznesowych zaczyna się rozpadać. Kilka dni temu Gazeta Wyborcza donosiła:
Sąd Rejonowy w Białymstoku uznał szefa Kliniki Hematologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego winnym nieprawidłowości przy przetargach w szpitalu. Został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata, ponadto ma zapłacić 3 tys. zł grzywny.

Lekarz został ukarany za to, że jako członek komisji przetargowych na zakup leków na specjalnych formularzach informował, że nie jest związany z firmami, które ubiegały się o kontrakt.

Kontrole NIK i Urzędu Kontroli Skarbowej ujawniły, że oskarżony lekarz podpisał kilkanaście umów z firmami farmaceutycznymi, dla których prowadził badania kliniczne.


Za podawanie nieprawdy w dokumentach skazany został także wiceprezes warszawskiej firmy, która dostarczała do szpitala sprzęt medyczny. Otrzymał wyrok pół roku więzienia w zawieszeniu i grzywnę. Wyrok nie jest prawomocny.



Pytanie: Kiedy pod lupę trafią "grube ryby" polskiej hematologii?

wtorek, 17 stycznia 2012

Przyczyny, skutki i brak konsekwencji

Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą alarmuje:
"Brak członkostwa Polski w Eurotransplancie ogranicza chorym na mukowiscydozę z Polski dostęp do przeszczepów płuc za granicą.

Od stycznia 2012 roku Wiedeńska Klinika AKH, jeden z największych ośrodków przeszczepiających płuca w Europie, odmawia kwalifikowania do przeszczepów płuc pacjentów z Polski. Przyczyną tego stanu rzeczy, jaką podaje wiedeński ośrodek przeszczepowy, jest brak członkostwa Polski w Eurotransplancie. Brak dostępu do leczenia transplantacyjnego w Wiedniu stawia w dramatycznym położeniu chorych na mukowiscydozę i ich lekarzy, którzy muszą szukać dla chorych nowych ośrodków.

Pod koniec grudnia 2011 r. Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą zostało poinformowane przez zaniepokojonych pacjentów i lekarzy, że klinika AKH we Wiedniu, ośrodek, który wykonywał dotąd większość zabiegów transplantacji płuc u chorych na mukowiscydozę, odmówiła przyjmowania polskich chorych argumentując ten fakt brakiem członkostwa Polski w Eurotransplancie. „Jest to dla naszego środowiska porażająca informacja, gdyż większość chorych skierowanych do przeszczepu za granicą bardzo liczyło na możliwość leczenia w tym właśnie ośrodku, który ze względu na swoje ogromne doświadczenie i niewielką odległość od Polski, a także najniższą w Europie cenę, jest dla nich optymalnym miejscem. Obawiamy się, że również inne ośrodki, których państwa zrzeszone są w Eurotransplancie, odmówią przyjmowania naszych chorych, co może mieć dla nich tragiczne skutki, gdyż w wyniku przedłużającego się okresu poszukiwania nowych miejsc do wykonania przeszczepu wielu z nich z pewnością go nie doczeka.” – Podkreśliła Dorota Hedwig, Prezes Polskiego Towarzystwa Walki z Mukowiscydozą.

Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą skierowało list z prośbą o wyjaśnienie sytuacji i planów dotyczących akcesji Polski w Eurotransplancie do Ministra Zdrowia Bartosza Arłukowicza oraz do prof. dr hab. Wojciecha Rowińskiego, Konsultanta Krajowego ds. Transplantologii Klinicznej, prof. dr hab. med. Romana Danielewicza, Dyrektora Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego do Spraw Transplantacji "POLTRANSPLANT", prof. dr hab. med. Piotra Kalicińskiego, Przewodniczącego Krajowej Rady Transplantacyjnej i prof. dr hab. med. Zbigniewa Włodarczyka, Prezesa Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego. Korespondencja w sprawie przedłużenia możliwości przyjmowania polskich pacjentów w AKH we Wiedniu została również skierowana do prof. Waltera Klepetko, kierownika Kliniki Kardiochirurgii i Torakochirurgii wiedeńskiej kliniki.

15 stycznia br. mija 6 lat od kiedy polscy chorzy na mukowiscydozę uzyskali możliwość leczenia transplantacyjnego w klinice AKH Wiedniu. Wtedy, 2006 r. doszło do pierwszego udanego przeszczepu płuc u 19-letniej Polki chorej na mukowiscydozę. W latach 2006-2010 Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą pozyskało sponsora, który pokrył koszty 12 takich operacji w ośrodku transplantacyjnym we Wiedniu, zaś od 2010 roku część zabiegów była finansowana również przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Dzięki przeszczepom płuc uratowano 19 młodych ludzi, którzy bez tego zabiegu nie mieli szans na dalsze życie.

U chorych na mukowiscydozę, nieuleczalną chorobę genetyczną, wytwarzany jest gęsty i lepki śluz, który blokuje drogi oddechowe, wywołując postępujące wyniszczenie płuc, a w konsekwencji niewydolność oddechową i przedwczesną śmierć. W zaawansowanym stadium choroby przeszczep płuc jest jedyną alternatywą ratującą życie chorych. W Europie Zachodniej przeszczepy płuc są zabiegami wykonywanymi powszechnie i rutynowo. Wiedeńska Klinika AKH rocznie wykonuje około 120 przeszczepów płuc. W Polsce łącznie w 2011 roku wykonano 15 przeszczepów płuc, w tym w marcu 2011 r. w Śląskim Centrum Chorób Serca wykonano pierwszy i, jak dotychczas, jedyny przeszczep płuc u chorego na mukowiscydozę. Obecnie szacuje się, że zapotrzebowanie na przeszczepy płuc u chorych na mukowiscydozę w Polsce to 15-20 zabiegów rocznie, zaś w ostatnich 6 latach w zagranicznych ośrodkach wykonywano średnio 4 rocznie."

Po tej wstrząsającej lekturze nasuwa się jedno pytanie:
Dlaczego Polska nie należy do Eurotransplantu? Warto wiedzieć, że do Eurotransplantu należy 7 państw Europy (Austria, Belgia, Niemcy, Chorwacja, Słowenia, Holandia, Luksemburg) – a my wciąż nie znamy przyczyn braku udziału Polski w tej organizacji. Wiemy, że takie plany były, i to dość zaawansowane. Zapewne jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Może dużo racji ma internauta "Mixer", który pisze:
"Decyzja o nie przystąpieniu do Eurotransplantu jest wynikiem ich filozofii, zwanej potocznie "psem ogrodnika". To czego sami przeszczepić nie mogą, gdyż zdarza się, że nie ma odpowiedniego biorcy, albo też przeszczepić nie potrafią - nie chcą oddać potrzebującym w innych krajach. To obrzydliwie niemoralne !
Dlatego nic dziwnego, że wiedeńska klinika, po wielu przeszczepach polskich pacjentów, nie mogąc liczyć na jakiekolwiek organy z Polski, powiedziała STOP !!

Z moralnego punktu widzenia całkiem słusznie. Przeszczepianie Polaków ogranicza przeszczepy własnych obywateli. To oczywiste. Oczywiste więc zdawałoby się ofiarowanie do Eurotransplantu (nie koniecznie do Wiednia, ale dla Europejczyków , po prostu) organów, które w Polsce nie mogą być wykorzystane. Ale gdzie tam!!! Polski "pies ogrodnika" ma się dobrze !

Nasi transplantolodzy i zapewne krajowy koordynator ds transplantologii w imię własnych ambicji i interesu własnych klinik, wykluczyli polskich pacjentów z europejskiej solidarności w walce o ich życie.Niech więc wiedzą, że tym samym przejęli na siebie w sposób bezczelnie zadufany, bo bez żadnego pokrycia, odpowiedzialność za życie Kuby i innych, czekających na przeszczepy w Wiedniu.

I niech nam nie gadają, że to "dla dobra polskiej transplantologii" a jeszcze lepiej "dla dobra polskich pacjentów" wykluczyli Polskę z Eurotransplantu. Zrobili tak wyłącznie dla własnego dobrego samopoczucia. Musiało się bardzo nie podobać, że Wiedeń przeszczepia po 100 płuc rocznie, o czym polska gwiazda od przeszczepów płuc nie może nawet pomarzyć. Mimo otrzymania z ministerstwa zdrowia grubych funduszy na Program Przeszczepu Pluc, ostatni i jedyny przeszczep w mukowiscydozie wykonano, jak nam wszystkim wiadomo, w kwietniu ub. roku.

Poltransplant spuścił nareszcie żelazną kurtynę na bałagan w polskiej transplantologii (linki do tekstów o nie wykorzystywaniu organów zamieściłem we wcześniejszych wpisach),

Poltransplant odciął Polskę od Europy (przynajmniej w tej dziedzinie). Ciekawe, jak bardzo rozwinie się teraz polska transplantologia na tym europejskim zadupiu?

Pewne jest natomiast to, że wielu polskich pacjentów nie tylko nie doczeka tutaj przeszczepu, ale jeszcze straci - tak jak Kuba - szansę na przeszczep gdzie indziej. Choć nasz piękny kraj, decyzją powołanej do ratowania życia instytucji - czyli zafajdanego NFZ - nie dołożył do przeszczepu Kuby ani grosza, to jeszcze decyzją zafajdanego Poltransplantu śmie tego młodego człowieka skazać na śmierć, niwecząc akcję setek jego przyjaciół.

Ośmielam się stanowczo zaprotestować przeciwko takim praktykom !! Ośmielam się nazwać to hańbą !! Decyzję wykluczenia Polski z Eurotransplantu (bo nie przystąpienie jest w istocie wykluczeniem się ) nazywam wstecznictwem, cofaniem Polski za żelazną kurtynę, bezczelnością i igraniem z życiem polskich pacjentów !!!"


sobota, 14 stycznia 2012

CBA przyjrzy się rejestrowi korzyści i macherom z AOTM?

Tytuł jest naturalnie prowokacją, bo CBA po historii z kardiochirurgiem dr Mirosławem G. jak ognia będzie unikało kontrowersyjnych tematów. Panowie z Biura wiedzą, że zamachnięcie się na profesorski establishment wywoła natychmiastowy rezonans zaprzyjaźnionych z wampirami hematologii me(n)diów.
Wszak redaktorzy też chorują, wyjeżdżają na "kongresy" sponsorowane przez koncerny farmaceutyczne. Jednak wcale tego nie ujawniają w swoich "rejestrach korzyści".

Miło zatem, że red. Nisztor i red. Kacprzak czytają naszego bloga i zostawiają ślad na papierze. Co będzie dalej z tym kontrowersyjnym tematem, to już inna bajka. Zawsze istnieje ryzyko, że wiceminister zdrowia Andrzej Włodarczyk zachowa się tak ofensywnie, jak w 2007 r., kiedy złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienie przestępstwa naruszenia tajemnicy lekarskiej na skutek działań CBA w szpitalu MSWiA.

Wtedy według Włodarczyka, który był wówczas "tylko" szefem Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, kilka tysięcy kart pacjentów z tej placówki nielegalnie trafiło do Biura, a kopie tych dokumentów - do policji.

Nawiasem mówiąc Włodarczyk w sprawie dr. G. nie był/nie jest bezstronny.
Wystarczy poczytać ten reportaż, i ocenić ten fragment:
"Wiele do powiedzenia miał ostatnio dr Andrzej Włodarczyk, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej i b. wiceminister zdrowia. Jest on od lat wypróbowanym przyjacielem oskarżonego W 2001 r. zasiadał razem ze Zbigniewem Religą w komisji konkursowej, która oceniała kandydaturę doktora Mirosława G. na funkcję ordynatora kliniki kardiochirurgii w szpitalu MSWiA. Oddał głos na dzisiejszego oskarżonego.
Słuchając zeznań tego świadka na sali sądowej odnoszących się do konkursu, można było odnieść wrażenie, że dr Włodarczykowi zależało na przedstawieniu zmarłego profesora Religi w jak najgorszym świetle. Wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej tak tłumaczył (zwracając się do oskarżonego) próbę „utopienia” dr G. jako kandydata na ordynatora przez prof. Religę: - Nie tyle chodziło o pana, tylko o prof. Dziatkowiaka, którego pan był wychowankiem.

Świadek zaznaczył, że gdy Zbigniew Religa został ministrem zdrowia „w środowisku mówiło się, że Ziobro ma na niego wpływ”. Tym tłumaczono sporządzenie przez ministra zdrowia prywatnej opinii biegłego w sprawie śmierci Floriana M., czego z zasady nie należało robić.. Również błędem profesora było wspieranie min. Ziobry w oskarżeniach dr G. na słynnej konferencji w ministerstwie zdrowia w 2007 r. Zostało to źle przyjęte nie tylko w Naczelnej Radzie Lekarskiej, ale i na międzynarodowej konferencji kardiologów w Warszawie; gdy prof. Religa wszedł na mównicę, większość zebranych wyszła z sali.

Dr Andrzej Włodarczyk nie opuścił rekomendowanego przez siebie ordynatora w chwili, gdy funkcjonariusze CBA wyprowadzali go w kajdankach z kliniki. Świadek był jedną z osób, które złożyły poręczenie osobiste za lekarza, gdy ten trafił do aresztu. Okręgowa Izba Lekarska wymogła na prokuraturze (odwołując się od jej pierwotnej decyzji do Sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotowa, który uwzględnił zażalenie) zbadanie okoliczności zabrania przez CBA ze szpitala MSWiA przy ulicy Wołoskiej dokumentacji medycznej pacjentów. Chodziło o ponad sześć tysięcy kart.

- Brali na kilogramy. Wywieźli ciężarówkę - alarmował wówczas na gorąco dziennikarzy dr Andrzej Włodarczyk - mogło dojść naruszenia tajemnicy lekarskiej. To zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentów. Gdy pacjent powrócił do szpitala, nie byłoby wiadomo, czym był leczony w przeszłości.

CBA broniło się, że działało na polecenie prokuratury, a dokumenty bardzo szybko zostały skserowane i zwrócone do szpitala.

Zeznając w procesie dr G. wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej skorzystał z okazji, aby poruszyć sędziego obrazem dramatycznych skutków oskarżenia kardiochirurga:- Doszło do załamanie polskiej transplantologii i 60-procentowego spadku liczby dawców organów. Mimo upływu już prawie trzech lat od wejścia CBA do szpitala MSWiA, liczba przeszczepów nie wróciła do poziomu sprzed tej sprawy - alarmował świadek.

Dr Andrzej Włodarczyk nakreślił na sali sądowej polityczne tło oskarżenia byłego ordynatora kardiochirurgii o korupcję: - Nieprzypadkowo wzięto za rządów PiS na cel lekarzy jako element korupcyjnego układu trawiącego Polskę. Byliśmy wdzięcznym celem, bo zdrowie, to ważny element polityki państwa, o lekarzom nie chce się płacić, no to wystarczy zrobić z nich łapówkarzy i zabójców. Jeśli państwo podważa zaufanie pacjentów do lekarza, jest to głupota świadcząca, że ktoś ma klapy na oczach - podsumował swoją ocenę. Świadek doszukał się też osobistych motywów postępowania Zbigniewa Ziobry wobec dr G. Mogło tu zaważyć tragiczne wydarzenie z życia b. ministra sprawiedliwości, którego ojciec zmarł po operacji angioplastyki w 2006 r.

-Pan Ziobro ma przekonanie, że śmierć nastąpiła z winy lekarzy - twierdził dr Włodarczyk. - Ten uraz ma już kilkuletnią historię. Podlegle prokuratorowi generalnemu służby CBA długo przygotowywały się do spektakularnego pojawienia się w szpitalu na Wołoskiej.

Jak ujawnił świadek, pół roku przed zatrzymaniem dr G., do Warszawskiej Izby Lekarskiej (wtedy był jej szefem) przyszło dwóch agentów CBA i pytali, czy na ordynatora kardiochirurgii w szpitalu MSWiA są jakieś skargi.

-Odesłałem ich do naszego rzecznika odpowiedzialności dyscyplinarnej. Do mnie nie docierały żadne skargi w kontekście korupcji, ani błędów w sztuce. Mimo to od rzecznika odpowiedzialności dyscyplinarnej służby tajne zabrały bez żadnego pokwitowania całą dokumentację na temat lekarzy z Wołoskiej. Byłem oburzony, również na moich pracowników, że tak łatwo wydali poufną korespondencję dotyczącą chorób pacjentów wraz z dokumentacją medyczną. Zwłaszcza, że od pacjentów docierały do mnie wiadomości, że CBA namawiało ich do obciążania lekarzy.

Pół roku temu dr Andrzej Włodarczyk został wezwany do CBA. - W charakterze świadka - poinformował sąd - ale pytania były jak do oskarżonego: np., czy biorę łapówki od rodzin chorych.

Nie miał trudności z odpowiedzią, gdyż jako współautor lekarskiego kodeksu etyki uzależnianie przez lekarza podjęcia się zabiegu, czy przyjęcia do szpitala od łapówki uważa za „obrzydliwe”

sobota, 7 stycznia 2012

Dobre wrażenie



List prof. dr hab. n. med. Wiesława Wiktora Jędrzejczaka, Kierownika Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Centralnego Szpitala Klinicznego AM w Warszawie, konsultanta krajowego w dziedzinie hematologii, kierowany do pacjentów kierowanej przez profesora kliniki.







































List bardzo emocjonalny i na czasie. Czy to sprytny zabieg public relations w stylu "jakim jestem ludzkim profesorem" albo "my, lekarze jestesmy wciąż pod presją i obstrzałem"? Czas pokaże.
Jeżeli Panu Profesorowi WWJ tak bardzo nie podoba się polityka resortu zdrowia, to może powinien zrezygnować ze stanowiska krajowego konsultanta, tym bardziej że nominowany został przez nieudolną Ewę Kopacz?
Nie, on nigdy tego nie zrobi. Nie rezygnuje się ze złotego cielca. Wystarczy szybkie spojrzenie na rejestr korzyści, ujawniony na stronie MZ.

 Kuriozalny jest dopisek w pkt.9 rejestru korzyści profesora Jędrzejczaka "oświadczenie to składam do wyłącznej wiedzy władz AOTM oraz Minizstra Zdrowia i ni ezgadzam się na jakąkolwiek formę podania go do wiadomości publicznej, a jeśli to nastąpi podejmę czynności prawne w stosunku do osób odpowiedzialnych w związku z naruszeniem moich praw osobistych".

To pozostawię bez komentarza. Wnioski należą do Was.